Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
409
BLOG

Orwellowska „policja myśli” A.D. 2014

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 38

W związku z przyjęciem przez PE raportu "w sprawie unijnego planu przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową" zostałem poproszony przez KAI o komentarz. Oto pytania i moje odpowiedzi.
1. Rezolucja wzywa m.in. do wzajemnego uznania konsekwencji prawnych związków - w tym związków homoseksualnych - we wszystkich krajach UE. Czy oznacza to, że próbuje się wymusić na krajach członkowskich prawne uznanie związków homoseksualnych, a w dalszej przyszłości może nawet i poligamicznych, kazirodczych lub jakichkolwiek innych, pod pretekstem, że są one dopuszczalne w jakimkolwiek kraju UE?
Rezolucja europarlamentu nie ma żadnego formalnego znaczenia, ale oczywiście jest formą politycznego nacisku na bardziej tradycyjne i konserwatywne kraje członkowskie UE, które dotąd jakoś nie chciały maszerować w awangardzie Postępu… De facto PE wywiera swoistą psychologiczną presję dla otwarcia w większej mierze prawnych furtek dla homoseksualistów i lesbijek czy szerzej LGBT. Przepraszam, nie nadążam, bo teraz dodano jeszcze „I” – czyli rezolucja ta dotyczy osób interseksualnych. Interseksualizm prawdziwy zdarza się bardzo rzadko, nie jest typowo psychicznym zaburzeniem (jakim jest np. transseksualizm) – dlatego mam tu obawy czy klasyfikowanie tego wrodzonego zaburzenia o podłożu fizyczno-biologicznym (a nie psychicznym), niejako „przy okazji” LGBT, nie jest kolejnym metodologicznym trikiem, zastosowanym naturalnie dla niejako „uwiarygodnienia” samych grup LGBT.
Wracając do głównego wątku: to od samych krajów członkowskich UE zależy czy wprowadzą do własnego ustawodawstwa to, co podoba się w Strasburgu, a co niekoniecznie podoba się ich społeczeństwom.
2. Rezolucja proponuje kryminalizację wygłaszania opinii, które mogą być uznane za "homofobiczne" – podczas gdy opinie chrystofobiczne nadal nie podlegają penalizacji z urzędu. Czy przywileje przyznane LGBT będą większe niż prawa chrześcijan w UE, których wolno krytykować, obrażać, poniżać i wyśmiewać zarówno w słowach, w artykułach jak i w "ekspresji artystycznej" – bo w stosunku do chrześcijan nie ma penalizacji z urzędu? Czy cytowanie Biblii i Katechizmu Kościoła Katolickiego może być w UE zabronione, a w razie łamania zakazu karane sądownie?
To oczywista asymetria i niebywała dysproporcja. W praktyce prowadzi do ewidentnego uprzywilejowania grupy LGBT czyli mniejszości kosztem większości – często, niestety, „milczącej większości”.
Sytuacja, w której takie czy inne mniejszości są pod swoistym „kloszem prawnym” prowadzić może z jednej strony do dyskontowania tego w życiu publicznym i utrwalania przewag z tym związanych, ale też nierzadko budzić może sceptyczne reakcje społeczne (chrześcijańskiej) większości. To z kolei może być odbierane, przedstawiane i nagłaśniane jako… forma dyskryminacji (!) owych mniejszości.
Chciałoby się w tej sytuacji powiedzieć wręcz: „miej proporcje, Mocium Panie”, bo następuje rzeczywiście całkowite zachwianie proporcji. Napływające z Europy Zachodniej (niestety w coraz większym stopniu również z Polski) sygnały o alergicznych reakcjach na obecność chrześcijan i symboli chrześcijańskich w życiu publicznym mogą stopniowo, z czasem, prowadzić do nawet trwałej nietolerancji wobec chrześcijańskiej większości z jednoczesnym „pielęgnowaniem” mniejszości LGBT.
3. Rezolucja wzywa do "homo-mainstreamingu". Siedem unijnych agencji ma się permanentnie zajmować badaniem problematyki mniejszości seksualnych pod każdym możliwym kątem. Tematyka ma stanąć w centrum unijnej polityki praw człowieka, polityki azylowej, zatrudnienia, społecznej i edukacyjnej. Kwestia mniejszości seksualnych ma być przedmiotem unijnej polityki zagranicznej i polityki rozszerzenia. Jak to się ma do traktatowej neutralności UE w sprawach światopoglądowych i nieingerencji w te dziedziny w krajach członkowskich?
Te, sformalizowane właśnie, sugestie, to jedynie następstwo tego, co już w tej czy innej postaci występowało w „urobku prawnym” Parlamentu Europejskiego. W ten sposób UE w praktyce traci szatę instytucji „aideologicznej” i „neutralnej”, na rzecz homopromocji właśnie. Nadaje to temu problemowi pierwszorzędnego znaczenia w kontekście kilku polityk unijnych. Już widać to wyraźnie, choćby w zakresie udzielania przez Unię pomocy finansowej dla krajów „Trzeciego Świata” czyli jak to się określa teraz – „rozwijających się”. To od ich zgody na akceptację choćby środków antykoncepcyjnych ograniczających rozrodczość czy proaborcyjnych, uzależnia się udzielenie szerszej pomocy humanitarnej. To samo dotyczy różnych zapisów w zakresie aktywnej akceptacji dla środowisk homoseksualnych przez te kraje. Na obecnej sesji europarlamentu nawet w projekcie rezolucji o… Rosji, miast eksponować wyraziściej kwestie praw obywatelskich, wolności słowa, zrzeszania się, wolności demonstrowania, niezależności mediów, etc., PE postawił nacisk na ochronę „praw mniejszości seksualnych”, co znów wydaje się pewnym zachwianiem proporcji.
Z kolei „wchodzenie z butami” w system edukacji, począwszy nawet już od przedszkola, co dzieje się obecnie w naszym kraju, jest też postawieniem wszystkiego na głowie i wręcz musi budzić stanowczą reakcję rodziców, ale też szerzej: podatników, którzy z własnych kieszeni mają płacić za te fanaberie. Oczywiście, UE dofinansowuje tego typu programy w krajach członkowskich, także w Polsce, choć każdy z nas mógłby w naszej ojczyźnie wskazać wiele dużo bardziej uzasadnionych celów społecznych zasługujących na wsparcie Brukseli.
W tym kontekście cieszyć powinny także ostatnie głosy rozsądku, jakie pojawiły się w polskim środowisku naukowym – jak choćby ekspertyzy Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie programu „Równościowe przedszkole” jednoznacznie wskazujące, że program bardziej dezintegruje poczucie płci u dziecka niż faktycznie uczy postaw równościowych.
4. Czym obecna Unia Europejska będzie się różnić od znanych już wcześniej systemów totalitarnych w podobny sposób kontrolujących, poglądy, słowa, a czasem i wierzenia obywateli?
Pozornie to jeszcze daleka droga, ale rzeczywiście czasem robi się coraz duszniej. Orwellowska „policja myśli” A.D. 2014 ma tropić najszerzej rozumianą homofobię, nawet tam, gdzie oznacza ona w praktyce tylko brak dostatecznego entuzjazmu dla ofensywy środowisk homoseksualnych. Karanie grzywnami prywatnych firm działających w sektorze usług, jak to już ma miejsce w Europie Zachodniej, które mają niewystarczająco aprobatywny stosunek do np. gości-homoseksualistów – jest zapowiedzią takiej wojny o specyficznie pojmowaną „tolerancję”, że kamień na kamieniu nie pozostanie, jak w „walce o pokój” w czasach komunizmu.
 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka