Pewien bardzo dobrze (oj, dobrze!) znany mi czteroletni chłopiec ma uroczy zwyczaj. Gdy widzi u rówieśnika zabawkę, która mu się podoba, podbiega do delikwenta, wyciąga ręce po niemroczny przedmiot pożądania i nie przejmując się świętym prawem własności krzyczy „chcę się podzielić!”. Słodkie? Tak, choć niekoniecznie dla właściciela rzeczonej zabawki. Co jednak ujdzie czterolatkowi - bo wszak jest nadzieja na jego delikatną resocjalizację - to nie powinno ujść na sucho Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi. Wszak współczesny ruski car postępuje dokładnie tak samo, jak mój synek, tyle że nie w odniesieniu do zabawek, tylko cudzych terytoriów. Tak samo chce się „podzielić”, ale nie własnym tylko „cudzesem”. Najpierw towarzysz „4 razy P” (prezydent premier pułkownik Putin) z entuzjazmem podzielił się Abchazją i Południową Osetią, teraz Krymem, a za chwilę zapewne wschodnią Ukrainą. Można rzec, że ma wilczy apetyt. Cóż, skoro już jesteśmy w temacie” wilków, to może jednak w kontekście Putina sprawdzi się stare polskie powiedzenie (autorem jest bajkopisarz, biskup Ignacy Krasicki): „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka".
Ale ja o Putinie dziś chcę pisać jak najmniej - wszyscy o nim piszą i to – słusznie - źle. Nawet ci, co go chwalili, bo tak ładnie gadał na Westerplatte albo tak czule tulił Tuska pod Smoleńskiem. Basta z kacapem. Teraz czas na krótką podróż do Francji.
Czy można sobie wyobrazić polskich nauczycieli wychodzących na ulicę w demonstracjach przeciwko szefowi resortu edukacji z transparentem o następującej treści: „Katarzyno, mamy nadzieję, że jesteś lepszą kochanką niż ministrem”? Oczywiście chodzi o eksminister edukacji narodowej Katarzynę Hall, prywatnie żonę Aleksandra Halla. Zresztą zamiast Katarzyny mogłaby równie dobrze (a raczej źle) występować „Krystyna” (Szumilas) czy „Joanna” (Kluzik-Rostkowska). Takie hasła w polskiej kulturze politycznej są wszak niewyobrażalne. Ale u żabojadów i owszem. Gdy resortem rolnictwa we Francji za czasów rządów socjalistów kierowała Edith Cresson, tamtejsi farmerzy taki właśnie transparent „o kochance” zaprezentowali i żaden pies z kulawą nogą znad Sekwany ich za to nie potępił. U nas byłaby wrzawa o „brutalizacji życia politycznego”.
Co ciekawe, rzecz ma miejsce we Francji – kraju, który wiele politykom wybacza. Znacznie więcej niż choćby sąsiad zza Kanału Angielskiego (zwanego też: La Manche) czyli Wielka Brytania, że o USA nawet nie wspomnę. Galowie wybaczają politykom afery obyczajowe, wychodząc z pragmatycznego założenia, że romanse rządzących są mniej szkodliwe - bo tańsze - niż skandale finansowe władzy. Tak naprawdę Francuzi nie mieli pretensji do prezydenta Francois Mitteranda o wieloletnią kochankę, z którą miał córkę - krytykowali go tylko za to, że nie powiadomił rodaków o istnieniu tegoż nieślubnego dziecka. Skądinąd na pogrzebie tego lewicowego prezydenta o skrajnie prawicowych korzeniach obie panie - oficjalna wdowa i „wdowa” nieoficjalna - razem szły za trumną. I nie budziło to większych emocji.
Zostając we francuskich klimatach. Jedna z najbardziej znanych współczesnych pisarek tego kraju Francoise Sagan (zwana „Saganką”, prawdziwe nazwisko: Quoirez) napisała kiedyś: „Sukienka nie spełnia swojej roli, jeśli nie zachęca mężczyzny, żeby ją z Ciebie zdjął”. Cóż, stanowczo kreacje marszałkini Kopacz oraz wicepremiery Bieńkowskiej tej roli nie spełniają. Choć oczywiście „de gustibus non disputandum est”, jak powiedział pewien menel, wychylając kolejną porcję denaturatu...
*felieton ukazał się w "Gazecie Polskiej" (13.08.2014)