USA, Wielka Brytania, Holandia, Rumunia, Nigeria, Argentyna, i szereg innych krajów mają telewizyjne widowiska oparte na identycznym scenariuszu, obwarowanym słono kosztującymi prawami: autorskim i licencyjnym. I Polska ma również ów show. Istota tych widowisk, niezależnie od szerokości geograficznej, polega na pokazywaniu ludzi mających szczególne uzdolnienia w różnych dziedzinach, ludzi pasji. Przeważnie śpiewają oni i grają, ale też żonglują i robią inne rzeczy wzbudzające podziw, a przynajmniej zainteresowanie.
W USA ten show nazywa się America’s Got Talent, w Wielkiej Brytanii ‒ Britain’s Got Talent, w Holandii ‒ Holland’s Got Talent, w Rumunii ‒ Românii au talent, w Nigerii ‒ Nigeria’s Got Talent, w Argentynie ‒ Talento Argentino. Co zwraca uwagę to fakt, że zawsze występuje tam nazwa kraju. Prawie zawsze. Edycja polska ‒ Mam talent! ‒ nazwę kraju skrzętnie pomija. Tak, jakby telewizyjni twórcy w naszym kraju wstydzili się tego, że są Polakmi i, że program promować ma zdolnych Polaków oraz odbywa się przecież nie na Marsie, tylko w Polsce. To przykład swoistego kompleksu tych ludzi (środowiska?).
No, bądźmy sprawiedliwi: Wietnam też ukrył nazwę kraju w nazwie programu. Duch Hồ Chí Minha unosi się nad Warszawą…
*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (20.09.2014)