Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
381
BLOG

Kobiety w mojej historii

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 6

Gdy byłem dzieckiem i marzyłem bynajmniej nie o karierze polityka ‒ chciałem być kierowcą śmieciarki, która każdego świtu budziła mnie efektownymi i jednocześnie tajemniczymi hałasami i błyskami – dorośli mówili o dwóch bardzo ważnych paniach mających decydujący wpływ na los swoich państw. Zatem wraz z dorosłymi podziwiałem Goldę Meir, premier Izraela i Indirę Gandhi, szefa rządu Indii, obie były pierwszymi kobietami na tym stanowisku.

Gdy piszę te słowa, słyszę, że mój kraj ma też mieć kobietę-premiera czyli panią Kopacz. Będzie to oczywisty dowód, że historia schodzi na psy i rację miał Kopernik, że gorsza moneta wypiera lepszą (oczywiście tą lepszą nie był Donald, tylko, wcześniej, Golda i Indira).

Minęło wiele lat i zostałem najmłodszym wiceministrem w rządzie kobiety-premier Hanny Suchockiej. Miałem wtedy 30 lat. W gruncie rzeczy miało być inaczej. Ówczesny Marszałek Sejmu i lider ZChN Wiesław Chrzanowski, bardzo konserwatywny i uznający, że młodzi, niecierpliwi, mogą poczekać, już sięgał ‒ jak później mi się przyznał ‒ po specjalny rządowy telefon na swoim biurku (dzisiaj takich już nie ma), by zadzwonić do Suchockiej i poinformować, że kandydatem jego partii na... ministra kultury i sztuki jest Ryszard Czarnecki. Ale niestety jeszcze raz zerknął na moją metrykę i uznał, że taki młokos konstytucyjnym ministrem być nie może. Cóż, Warszawa nie wierzy łzom. I tak zostałem najmłodszym ministrem w rządzie RP, tyle że 4 lata później w gabinecie Jerzego Buzka, który co prawda nie był kobietą, ale jego rządem i tak trzęsła rzekoma „płeć słaba”: minister członek Rady Ministrów Teresa Kamińska.

Kopacz z Suchocką będzie miała tylko dwie rzeczy wspólne: płeć oraz fakt bycia szefem rządu przez rok. Cóż, „rok ‒ nie wyrok”, Rzeczpospolita przeżyje.

A w Unii Europejskiej, jak to w Unii, nieustający postęp. Co prawda mężczyźni okupują stanowiska szefów Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, ale tradycyjnie pierwsza wiceprzewodnicząca KE odpowiedzialna za politykę zagraniczną to kobieta. Gdzie zatem postęp? Ano, że choć i baronessa Catherine Ashton i Federica Mogherini nie mają, by zacytować tu Romana Dmowskiego, „choroby na Moskala”, to jednak Włoszka jest znacznie ładniejsza. Wiem dobrze, bom siedział ‒ jako wiceszef europarlamentu ‒ dosłownie między jedną a drugą na ostatnim posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych państw UE wraz z szefami MSZ krajów Partnerstwa Wschodniego. Brytyjka po mojej lewej, Włoszka po mojej prawej. Ta druga jednak na wyższym poziomie estetycznym, choć obie na podobnym, bliskim zeru, poziomie merytorycznym.

Co prawda niektóre nawiedzone panie mogą mnie uznać za antyfeministyczną świnię, to jednak, jako człowiek staroświecki, wciąż zwracam uwagę na urodę dam. Baczną uwagę.

*felieton ukazał się w miesięczniku „wSieci Historii”

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka