13 października przedstawiliśmy ‒ jako PiS ‒ propozycję pomocy dla Polaków, którzy wzięli kredyty w walutach obcych, tzw. frankowiczów. Zakładały one, że ani złotówka nie będzie wzięta z budżetu państwa, aby pomoc dla tych kredytobiorców nie odbywała kosztem tych, którzy kredytów w ogóle nie wzięli lub wzięli w złotówkach. W tym czasie Związek Banków Polskich chciał z budżetu – przez Państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego ‒ wyciągnąć... 5 miliardów złotych. Propozycja ZBP mogłaby, pomijając olbrzymie koszty dla państwa, też ułatwić wyrzucenie ludzi z mieszkań kupionych za kredyt! Stąd mówiliśmy, że „Kopacz straci mieszkanie, w którym mogłaby się zaryglować z dziećmi”.
Chyba się tego pani premier wystraszyła, bo nagle, po latach, rząd PO-PSL zauważył problem „frankowiczów”. Szkoda, że tylko w słowach.
Tymczasem od lutego 2014 istnieje dyrektywa UE, która nakazuje państwom członkowskim wspierać owych kredytobiorców. Zrobiły to już kraje skandynawskie, Wielka Brytania, Hiszpania, Węgry Chorwacja. Polska Tuska i Kopacz ‒ nie.
Warto wiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny Węgier orzekł, że ustawodawca może zmienić warunki kredytu między bankiem a „frankowiczem”. Podzielił to zdanie jeden z sędziów Trybunału w Strasburgu.
Wybory samorządowe za pasem. Czy Kopacz da jakąś kiełbasę „frankowiczom”? Raczej tylko obieca, jak zwykle...
* jest to pełna wersja komentarza, jaki ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (31.10.2014)