„O roku ów!” ‒ tak pisał o roku 1812 Adam Mickiewicz w „ Panu Tadeuszu”. Czy ktoś tak napisze o minionym roku 2014? Dobre pytanie. Wtedy, pomijając szlacheckie „zajazdy” na Wileńszczyźnie, autor „Dziadów” skupił się na biciu Moskala przez Polaków i wojska napoleońskie, co dawało szansę na naszą niepodległość. Minęły dwa wieki. Zamiast Mickiewicza mamy Jarosława Marka Rymkiewicza. Nie ma już, niestety, wśród żywych Zbigniewa Herberta i Marka Nowakowskiego. Zamiast księdza Robaka jest ksiądz Stanisław Małkowski, ale Moskale jak mieszali, tak mieszają, a „Dziady” jak były, tak są dalej, dziady jedne.
Czy 2014 był rokiem szczególnym? Tak i nie. Nie, bo Polska dalej nierządem stoi. Tak, bo jednak partia władzy przegrała wybory po raz pierwszy od 9 lat, a Ojczyźnie przybył nowy święty i to jaki ‒ polski papież.
Co zapamiętam z roku, który minął? Szopkę wyborczą ‒ i do tego: szopkę na raty. Pierwsza rata miała miejsce pod koniec maja, gdy Polska liczyła najdłużej w Europie głosy do Parlamentu Europejskiego (poza Belgią, ale tam w tym samym czasie odbyły się jeszcze wybory samorządowe, co znacząco zwiększyło ilość głosów do policzenia). Druga rata wyborczej szopki miała miejsce kwartał później, na początku września, strasznie długo liczono głosy w wyborach uzupełniających do Senatu na Górnym Śląsku, Mazowszu i w Świętokrzyskiem, pomimo skądinąd bardzo niewielkiej frekwencji. Co było potem wszyscy pamiętają, bo sytuacja z wyborami samorządowymi to już nawet nie szopka tylko szopa, a nawet obora.
Zapamiętam też sztukmistrza z Gdańska ‒ zegarmistrza Sławomira Nowaka. Ten, co prawda nie wiedział, że Pendolino nie ma lokomotywy, ale na dobrych markach zegarków znał się świetnie, zwłaszcza gdy były one prezentami. Ten ex baron pomorskiej PO tak obiecywał, że złoży mandat poselski. jak sójka obiecywała, że poleci za morze. Zapewne w myśl zasady: „tak czy owak poseł Nowak”.
Zapamiętam też właściciela wirtualnego auta ministra ‒ marszałka Sikorskiego. Pan Radek to nowa wersja „Pana Samochodzika”. Jego automobil poszedł w ślady św. Ojca Pio. Tamten osiągnął sztukę bilokacji, a auto absolwenta Oxfordu też stało jednocześnie w garażu i w tym samym czasie jeździło że hej.
Zapamiętam też to, że jednak nowa premier okazała się mało uwodzicielska i nie uwiodła Polaków na tyle, aby Platforma wygrała wybory samorządowe. PO dostało po nosie mimo „cudów nad urną”.
„Cuda nad urną” też godne zapamiętania, boć to kompromitacja na skalę światową, a stały się w kraju, który pierwszy w Europie i drugi na świecie przyjął konstytucję. Pełny Obciach (PO) ‒ można rzec...
Skądinąd w tym kontekście oficjalne, niespełna 0,5 procentowe zwycięstwo PO nad PiS-em w wyborach europejskich jest mocno podejrzane. Nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłości jakaś nowa Główna Komisja Badania Zbrodni na Narodzie Polskim uzyskała zeznania świadków, z których by wynikało, że wictoria partii Tuska w wyborach w ostatnią niedzielę maja była tak naprawdę porażką.
Ale na szczęście ten rok obfitował również w chwile wzniosłe i piękne. Byłem, wraz z Jarosławem Kaczyńskim, na Placu Świętego Piotra w Rzymie w czasie kanonizacji naszego rodaka ‒ papieża. Takich chwil się nie zapomina. Na taką chwilę Jan Paweł II ‒ ten gigant ducha pracował całe swoje dorosłe życie.
Nie zapomnę też podwójnego triumfu Kamila Stocha w skokach narciarskich na igrzyskach w rosyjskim Soczi ani też „złotego” biegu Justyny Kowalczyk ze złamaną stopą w tymże Soczi oraz Mazurka Dąbrowskiego na rosyjskiej ziemi, gdy łyżwiarz Zbigniew Bródka, który na co dzień pracuje jako zwykły strażak , wygrał z Holendrem o jedną tysięczną sekundy.
A potem nasi lekkoatleci stawali na podium mistrzostw Europy tak często, jak nigdy od niemal czterech dekad, a nasi siatkarze zostali w Polsce mistrzami świata, po drodze pokonując – co smakowało szczególnie ‒ Rosjan i Niemców. Wreszcie nasi piłkarze pierwszy raz od starożytności, stłukli Teutonów na kwaśne jabłko.
A więc Polacy: i można i da się.
*felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (07.01.2015)
Komentarze