Popieranie partyjnego kandydata PO na prezydenta RP pana Bronisława Komorowskiego jest obciachem nie tylko dla przeciętnego Polaka, ale coraz bardziej także dla celebrytów. Owi znani i raczej posłuszni władzy (a przez to nagłaśniani) ludzie kultury zrozumieli ‒ lepiej późno niż wcale ‒ że popierane urzędującego prezydenta może ich wystawić na śmieszność.
Porównanie listy osób, które były w Komitecie Honorowym w 2010 roku, ale których nie ma w obecnym prezydenckim dworze, musi być przykre dla lokatora Pałacu Namiestnikowskiego. Zniknęli wybitni aktorzy, jak Zbigniew Zamachowski, Piotr Adamczyk czy Andrzej Chyra. Tak, ten sam Chyra, który w czasie pierwszego i ostatniego jednocześnie spotkania Komitetu Honorowego PBK przed pięcioma laty zapytany przez sprytnego dziennikarza o nazwisko kandydata PO wypalił ‒ „Władysław Komorowski” (!) Nie ma nawet tego, który wspierał Platformę na zawołanie i którego pamiętamy z konferencji prasowych stojącego obok Donalda Tuska – Tomasza Karolaka. Nie ma również Stanisława Tyma, aktora i satyryka, który prawicy nie znosi, ale jednak chyba uznał, że tym razem na Komorowskiego szkoda jego nazwiska. Nie ma też telewizyjnej gwiazdy Moniki Richardson. Zniknął słynny reżyser rzeczywiście wybitnych filmów, a potem zupełnie niewybitny polityk Kazimierz Kutz. Nie ma też reżysera, autora znakomitego filmu „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego.
Oni już wiedzą, że „przyklejanie” ich do Komorowskiego nie leży w ich interesie.
*pełna wersja komentarza, który ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (28.03.2015)
Komentarze