Liczba głosów nieważnych? Zaledwie 0,2–0,5 proc.! Serio? Całkowicie poważnie. Zaraz, zaraz, ale gdzie? Jak to gdzie? W ostatnich wyborach. Nie, nie u nas, tylko w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Konkretnie w okręgach, w których głosuje 40–45 tys., było 100–200 głosów nieważnych. Czyli właśnie 0,2 do 0,5 proc.
Skądinąd obserwowałem kiedyś osobiście wybory na Wyspach Brytyjskich. Oddane głosy zwożone są tam do ratusza i publicznie – dosłownie – zliczane. Nikt w związku z tym nie podważy wyniku wyborczego. Jeżeli Brytyjczycy przeciwko czemuś protestują, to przeciwko – uwaga – systemowi wyborczemu jednomandatowych okręgów. Rzeczywiście system ten uprzywilejowuje największe partie, a Izba Gmin, czyli brytyjski parlament, nie odzwierciedla poglądów niemałej części społeczeństwa. Konkretny przykład: na dwie partie oddano w Wielkiej Brytanii po ok. 3 mln głosów – na Szkocką Partię Narodową i na UKIP, czyli eurosceptyków. Tymczasem szkoccy nacjonaliści uzyskali 56 mandatów na 59 do zdobycia w Szkocji, a UKIP... ledwie jeden. Jeżeli ta metoda budzi kontrowersje w Londynie, to po co ją importować? A procent głosów nieważnych w Polsce?
I odpowiedź: 20 procent w wyborach samorządowych i niecały 1 procent w prezydenckich.
*komentarz dla „Gazety Polskiej Codziennie” (11.05.2015)