Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
506
BLOG

Dlaczego przegrali? Dlaczego wygraliśmy?

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 26

Nie piszę tylko o przeszłości, wskazuję bowiem na przyczyny ICH porażki i NASZEGO zwycięstwa, wskazuję bowiem to, co może być i być powinno zaczynem jesiennej katastrofy wyborczej PO (i jej przystawki PSL) i wiktorii Prawa i Sprawiedliwości oraz centroprawicowej koalicji.

Warto wymienić 10 powodów, które zaowocowały żałobą w sztabie ustępującego prezydenta i dziesięć przyczyn, które przyniosły euforię w warszawskiej „Reducie”, gdzie spotkała się reprezentacja blisko 9 milionowej rzeszy zwolenników nowego prezydenta- elekta.

Oto dlaczego Komorowski przegrał, choć był faworytem, tak bardzo, że zaprzyjaźniona z nim „Gazeta Wyborcza” wieściła jego triumf w pierwszej turze.

1. Obóz władzy przegrał, bo był arogancki, pyszny i zadufany w sobie. To było, mówiąc słowami Kuby Sienkiewicza, „widać, słychać i czuć”. Przez lata patrzyli na Polaków z góry. I obywatele (właśnie tak: obywatele!) IM za to odpłacili.

2. Komorowski był najbardziej leniwym prezydentem „ćwierćwiecza wolności”, skądinąd tak przez niego reklamowanego. Przedstawił ledwo ponad 20 inicjatyw legislacyjnych, mniej niż Kwaśniewski czy nawet Wałęsa, zdecydowanie mniej niż najbardziej pracowity ś.p. prezydent profesor Lech Kaczyński (43 projekty ustaw).

3. Partyjny kandydat PO był strażnikiem „żyrandola”, politycznym „notariuszem” rządu PO-PSL, nie sprzeciwiał się Tuskowi, siedział jak mysz pod miotą, żyrował najgorsze, najbardziej antyspołeczne decyzje rządu, sadził dęby i chyba uwierzył w słynne hasło PO: „daleko od polityki” ‒ jako trampolinę do drugiej kadencji. O ile hasło to okazało się i to kilkakrotnie trampoliną właśnie dla Tuska, to dla Komorowskiego stało się zapadnią.

4. Komorowski stał się synonimem obciachu. Tak, jak w mediach w 2007 roku dość skutecznie wykreowano PiS jako „partię obciachu”, tak po ośmiu latach „królem” tegoż obciachu stała się Głowa Państwa: „słaby kandydat” jak go określił Donald Tusk (istny pocałunek śmierci) przysypiał, bełkotał bez sensu, popełniał liczne gafy, mówił od rzeczy podczas przemówień, był na bakier z ortografią i zadziwiał swoimi „bon motami” zachodnich liderów.

5. Samozadowolenie – to kolejna matka wyborczego kataklizmu Jedynej Słusznej Partii. Gadki o „złotym okresie dla Polski” i inne kosmiczne brednie, z których wynikało, że wszystko jest cacy doprowadziły – używając słów Agnieszki Holland z jej wywiadu dla „Newsweeka” i felietonu Marcina Mellera w tymże „Newsweeku” ‒ do „społecznego wkurwu” (!).

6. Pasmo niewyjaśnionych afer: od hazardowo-cmentarnej przez Amber Gold, stadionową, po podsłuchową (i wiele innych), to kolejne wielkie cegły w murze upadku Komorowskiego. Nie chodzi tylko o same afery, ale ich otoczkę. Sikorski pijący na koszt podatnika wytrawne alkohole czy wicepremier Bieńkowska szydząca z podatnika, że: „tylko złodziej albo idiota pracuje za 6 tysięcy”.

7. Otoczenie Komorowskiego, które wepchnęło go do przepaści i ochoczo skoczyło za nim: „Szogun” Koziej, diametralnie zmieniający zdanie na temat Rosji (bywało, że miesiąc w miesiąc) czy agresywny w mediach Nałęcz, który dla „bon motu” ‒ według niego śmiesznego – gotów był zaryzykować spadek poparcia dla swojego bossa (pogarda dla „czeladnika” Dudy tylko zmobilizowała zwolenników prawicy).

8. Kandydat PO zapłacił cenę za osiem lat rządów własnej partii – tak narzekali nawet jego zwolennicy. Tyle, że po pierwsze tej partii zawdzięczał funkcję wicemarszałka i marszałka Sejmu, a potem prezydenta. A po drugie przez pięć lat swojej prezydentury nie zrobił nic „na poważnie”, aby się od Platformy odkleić. Zatem: „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”...”

9. Fatalny sztab wyborczy Komorowskiego i jego zachowująca się w kampanii, jak pijany w londyńskim smogu, Kancelaria oraz uśpiona przez całe miesiące kampanii partia PO tworzyły swoisty Trójkąt Bermudzki, w którym – jak to w Trójkącie Bermudzkim – zniknęło zwycięstwo. W prawdziwym Trójkącie Bermudzkim znikają statki, a tym bardziej takie łajby, jak ta Bronisława Komorowskiego.

10. Media społecznościowe typu Twitter i Facebook, itd. odegrały w tej kampanii rolę największą w historii polskich wyborów. I właśnie w internecie Platforma dostała największe baty, co ewidentnie przełożyło się na wynik wyborów. Zresztą jest to kompatybilne z dramatyczna klęską Komorowskiego wśród najmłodszych wyborców między 18 a 29 rokiem życia. Kandydat PO otrzymał niemal dwa razy mniej głosów niż kandydat PiS także dlatego, że młodzież podejmowała decyzję pod wpływem internetu, a nie telewizora.

A teraz dziesięć powodów dlaczego wygrał zgłoszony przez Jarosława Kaczyńskiego kandydat obozu niepodległościowego Andrzej Duda:

1. Mieliśmy jednak wyraźnie dłuższą kampanię niż przeciwnicy: ospały Komorowski i syta, rozleniwiona PO. Czynnik czasu (długości kampanii) okazał się być bardzo istotny.

2. Komorowski opowiadał banialuki o pospolitym ruszeniu, ale to myśmy je mieli – uruchomiliśmy olbrzymie pokłady społecznego, obywatelskiego zaangażowania. Dudabus rzeczywiście jeździł. Bronkobus, często pusty, tylko markował aktywność – i za tym poszła mobilizacja naszego aktywu i sympatyków i demobilizacja po drugiej stronie (PO zaczęła mobilizować „swoich” dopiero przed drugą turą.).

3. Kampania kandydata PiS była profesjonalna, w przeciwieństwie do kampanii kandydata PO ‒ archaicznej, robionej „na odwal się”.

4. Duda i PiS-owska drużyna jeździli po Polsce od świtu do nocy, budząc szacunek pracowitością, gdy przeciwnicy budzili śmiech i lekceważenie swoim lenistwem.

5. Andrzej Duda wniósł świeżość, co odróżniało go od Komorowskiego (jak powiedział mi warszawski taksówkarz: „trzeba przewietrzyć” ‒ i gwarantem tego wietrzenia był kandydat PiS).

6. Powiększyliśmy przewagę głosów nad PO w „naszych” województwach i jednocześnie przeważnie zmniejszając nasze straty w „ich” województwach. PO odrobiła trochę w „swoich” regionach w drugiej turze, ale w dalece niewystarczający sposób.

7. „Gospodarka, głupcze!” ‒ konserwatywny obyczajowo Duda eksponował wątki ekonomiczne i socjalne, poszerzając w ten sposób, zgodnie ze strategią sztabu, „twardy elektorat” Prawa i Sprawiedliwości.

8. Wygraliśmy bitwę o młodzież, co zwłaszcza w drugiej turze było spektakularne.

9. Pozyskaliśmy znacząco więcej niż PO wyborców niegłosujących w ostatnich wyborach prezydenckich i w ostatnich parlamentarnych (2010 i 2011). O tym mówili wszyscy politycy od lat, ale udało się dopiero teraz tandemowi Kaczyński‒Duda.

10. Kluczem – jednym z kilku, ale bardzo ważnym ‒ było trafienie do serc i umysłów wyborców: inaczej niż Komorowski, który wołał: cieszmy się z tego, co mamy. Kandydat PiS mówił o ZMIANIE i DAŁ Polakom nadzieję.

Jest szansa, że jesienią A.D. 2015 pójdziemy za ciosem, jeśli postaramy się ponownie wcielić w życie każde z tych dziesięciu, podanych wyżej, „źródeł zwycięstwa”. A PO wpadnie w korkociąg, jeśli nie wyciągnie winsoków z przyczyn jej pierwszej – choć pewnie i nie ostatniej ‒ porażki.

*artykuł ukazał się w nieco innej formie w „Gazecie Polskiej” (03.06.2015)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka