Na pozór wszystko wygląda idealnie Unia Europejska utrzymuje jednolity front wobec Federacji Rosyjskiej sankcje obowiązują a Parlament Europejski przyjmuje kolejne , bardzo krytyczne wobec Moskwy rezolucje. To fotografia rzeczywistości Anno Domini 2015.Ale na horyzoncie widać potencjalne zmiany. I to mogą być zmiany na gorsze. Oczywiście zależy to od nowej sytuacji na Wschodzie zakładając, że obecna sytuacja faktycznej wojny hybrydowej, która wszak nie jest wojną spektakularną i do , której wszyscy na Zachodzie przywykli będzie sprzyjać dyskusji o zawieszeniu lub ograniczeniu sankcji przeciwko Moskwie. Mówiąc wprost: jeśli nie nastąpią kolejne Rosyjskie działania militarne na wschodzie Ukrainy – przy czym nie chodzi o incydenty zbrojne kończące się nawet śmiercia po kilku żołnierzy z obu stron ale nie przeradzające się w dłuższy akt agresji i próbę na przykład wyrąbania korytarza przez Mariupol do Krymu – to bogate kraje Zachodnie , dążace do współpracy gospodarczej z Rosją , będą miały świetny powód albo raczej pretekst do przeforsowania likwidacji sankcji . Nie chodzi o praktyczne ich odwołanie, bo oczywiście pozory ze strony „starej unii „ mogą być zachowane. Tym pozorem może na przykład być decyzja „o czasowym zawieszeniu sankcji”, tak aby nie stracić całkiem twarzy w oczach obrońców praw człowieka, części wyborców i unijnych sasiadów Rosji, naiwnie dotąd wierzących w tzw. unijną solidarność.
UE czeka na (bez)ruch Rosji
W tym kontekście powstaje zasadnicze pytanie : czy grozi nam kolejny "reset" w relacjach szeroko rozumianego Zachodu z Rosją ? Taki na wzór „resetu „Obamy sprzed lat, z początku jego pierwszej kadencji. Ówczesny "reset" , jak to określono, czy też "odwilż", by użyć pojęcia z okresu sowieckiego czy "glasnost" - z czasu póżnosowieckiego przyniosła dorażne korzyści Stanom Zjednoczonym ( neutralizacja Rosji w sprawach Bliskiego Wschodu czy Iranu) , ale też Moskwie ( wolna ręka Kremla wobec Czeczenii i poświęcenie przez Biały Dom naszego regionu Europy). Ledwo się jeden „reset” z hukiem skończył ( Majdan i jego konsekwencje) drugi sie może zacząć. Tym razem nie amerykańsko- rosyjski , lecz rosyjsko-unijny. Choć czy aby tylko ? Czemu na przykład Moskwa tak w sumie łatwo zgodziła się na porozumienie z Teheranem, choć oznacza ono wejście na rynek milionow baryłek irańskiej ropy , co obniży cenę tego surowca - i w efekcie zmniejszy rosyjskie zyski z eksportu tejże. Ale to już temat osobnych rozważań. Na razie grozi nam, ewentualnie, polityczne ocieplenie klimatyczne na linii Bruksela - Moskwa , choć wcale nie jest pewne czy jednak nastąpi. Amerykanie w sprawie Ukrainy są ostrzejsi od Europejczyków. Przynajmniej werbalnie. Pewien niepokój muszą wszak budzić pojawiające się , także w amerykańskiej prasie ( np ."Newsweek ") sugestie mówiące o cichym porozumieniu między Putinem a Obamą w kwestii naszego wschodniego sąsiada , które ma przyoblec się w kształt podziału strefy wpływów na Ukrainie. Jeśli nawet tak jest to ów "deal" ma charakter wyłącznie okresowy. Przynajmniej - sądze- że jest on tymczasowy ze strony Kremla. Dlaczego słaba- i coraz słabsza- gospodarczo Rosja nie zawrze trwalszego układu z USA czy szerzej : Zachodem ? Zrobi to, owszem, taktycznie, na pewien okres, aby się wzmocnić, podkurować gospodarczo( zwłaszcza) i militarnie, aby póżniej zagrać o całą pulę. Co to oznacza ? Otóż, według mnie, Federacja Rosyjska nie chce poprzestać na utrzymaniu Krymu czy nawet zagarnięcia do końca większości Donbasu. Moskwa chce całej Ukrainy. Ale nie tyle zdobytej zbrojnie- to mogłoby być skrajnie trudne, a nawet nie do końca możliwe ( na obecnej Zachodniej Ukranie można być pewnym rozpoczęcia antyrosyjskiej partyzantki). Teoretycznie armia rosyjska może i mogłaby zdobyć Kijów - tylko co dalej? Oznaczałoby to długotrwałe uwikłanie się w wyczerpujący gospodarczo konflikt , którego wynik mógłby zostać - odwrócony.Może po latach - ale jednak .Zatem Rosja chce nie tyle dokonać zaboru terytorialnego Ukrainy , co ją politycznie i ekonomicznie skolonizować , włączając do swojej strefy wplywów.
Moskwa gra o całą pulę .
I tu wracamy do sankcji. Skoro Kreml ma taki właśnie polityczny plan "Drang nach Westen"- oczywiście mocarstwowy czy imperialny , ale dokonywany metodami "pokojowymi" : presja "gazowa", czy szerzej gospodarcza, dyplomatyczne "neutralizowanie" Zachodu, przekupywanie ukraińskich elit , propagandowe ogłupianie ukraińskiego społeczeństwa rosyjskojęzycznymi mediami, wciąż tam popularnymi - to raczej nie będzie się uciekał do militarnych akcji( czy też raczej : wielkiej operacji wojskowej). Skoro tak- uważa Zachód- to sankcje , na których przecież kraje Unii Europejskiej tracą należałoby zawiesić .
To oczywiście scenariusz hipotetyczny- ale jednak prawdopodobny. Trzeba podkreślić , że w tej grze tradycyjnie znacznie bardziej nieprzewidywalna jest Rosja. Unia zachowuje się racjonalnie - a więc z góry wiadomo jak. Moskwa- przeciwnie. Bywało , że Kreml podejmował w ostatnich miesiącach dzałania, zwłaszcza militarne które - pozornie lub faktycznie - były sprzeczne z jego interesami. I natychmiast zaczynała sie transatlantycka debata : w co gra Putin ? Po co to robi ? A może jest to robione wbrew władzy w FR ? Czy zatem Putin kontroluje w pelni sytuację ? I tak " w koło Macieju"...
Jeżeli rozwój wydarzeń , który przedstawiłem jest realny czyli Rosjanie nie ruszą , aby wyrąbać drogę lądową na Krym , a Bruksela w rewanżu zniesie ( zawiesi, ograniczy) sankcje to należy się spodziewać , że taki polityczny kontredans nastąpi w pierwszej połowie następnego roku. Czy fakt, że prezydencję w Unii w tym czasie będzie miała Holandia ułatwi ten "deal" z Putinem? Oto jest pytanie. Moim zdaniem tak .
* Artykuł ukazał się w GPC 03.08.2015