Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
161
BLOG

Czy polska wspólnota jest u siebie i na swoim?

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 1

Sierpień '80: czy to tylko data z podręczników historii i wspomnienie przełomowego momentu w dziejach naszego narodu czy też dziedzictwo wciąż aktualne? Po 35 latach od tych wydarzeń warto postawić to pytanie. Warto tym bardziej, że przez ostatnie osiem lat władze usiłowały Wydarzenia Sierpniowe zamknąć do skansenu, od czasu do czasu wykorzystując je jedynie jako instrument w bieżących gierkach politycznych. Jednocześnie, niczym w „Roku 1984” George'a Orwella, przykrawając prawdziwą historię do współczesnych politycznych czy partyjnych interesów. Zgodnie z taką koncepcją nożyczkami współczesnego cenzora i stróża poprawności politycznej wycinano ze strajków sierpniowych Annę Walentynowicz, a jej miejsce zajmowała Henryka Krzywonos, używana do walki bądź z Jarosławem Kaczyńskim czy pamięcią po śp. prezydencie Lechu Kaczyńskim, bądź z „nadmiernie sympatyzującą” z PiS „Solidarnością”.

Co zostało z naszych marzeń?

Teraz władza ‒ na naszych oczach ‒ zmienia się, ale pytania o dziedzictwo Sierpnia'80 pozostają aktualne, mówiąc najprościej: Sierpieńjest aktualny. Nie chodzi o poszczególne postulaty z „listy 21”, choć i one nie wszystkie są zrealizowane, ale o to co było genezą zapomnianych strajków na Lubelszczyźnie i przykrytych patyną niechęci do ich właściwego odczytania, strajków na Pomorzu Środkowym i Pomorzu Zachodnim. Sierpniowy bum spowodowany był chęcią nie tylko uczynienia ze związków zawodowych realnej siły i ich upodmiotowienia, lecz może przede wszystkim chęcią, by Naród Polski był w swojej Ojczyźnie u siebie. Czy dziś polska wspólnota jest u siebie i „na swoim”? W powszechnym odczuciu ‒ nie i to w każdym wymiarze. Ekonomicznym: nie, bo nastąpiła w ostatnich dwóch i pół dekadach wyprzedaż majątku narodowego, przy czym nieraz odbywało się to na zasadzie oddania do obcego lombardu za „ćwierć-darmo” prawdziwych klejnotów rodowych. W wymiarze wewnętrznych przejawiało się to w takiej „prywatyzacji”, która choć sprawiała wrażenie dzikiej, to jednak w dużej mierze polegała na uwłaszczeniu nomenklatury, co z kolei prowadziło do poczucia rażącej niesprawiedliwości i poważnego wyobcowania oraz uznania, że „to państwo” nie jest moje, nasze, własne.

W wymiarze zewnętrznym ‒ również nie. Bezradność władzy w Warszawie wobec katastrofy smoleńskiej i brak międzynarodowego śledztwa z nią związanego, uległość wobec Rosji, ale też ‒ w ramach Unii Europejskiej ‒ wobec Niemiec, bezdyskusyjna zgoda na wszystkie, nawet skrajnie kontrowersyjne (Pakiet Klimatyczny) projekty Unii Europejskiej, brak reakcji na prześladowanie mniejszości polskiej na Litwie i asymetrię w obszarze mniejszościowym na linii Warszawa ‒ Berlin (finansowanie aktywności mniejszości niemieckiej w Rzeczpospolitej przy jednoczesnym uporczywym odmawianiu uznania Polaków w RFN za mniejszość narodową), wreszcie ostatnia bezrefleksyjna zgoda Kopacz na przyjęcie tysięcy imigrantów z Afryki i Azji przez jeden z sześciu najbiedniejszych krajów UE czyli Polskę ‒ to wszystko też powodowało i powoduje u Polaków poczucie wyobcowania, wręcz obcości do państwa, które nie chce być sługą własnego narodu.

Wreszcie w ramach „nadbudowy”, by użyć tu pojęcia Karola Marksa (!), w obszarze ideowym abdykacja tej władzy z polityki historycznej, redukcja nauczania historii w szkołach, brak zdecydowanych reakcji polityczno-dyplomatycznych na antypolskie fałszowanie historii II wojny światowej ‒ to też powodowało poczucie dużej części społeczeństwa, w tym patriotycznej inteligencji, że państwo polskie jest swoistą „wydmuszką”, że w żaden sposób nie dba o historyczną ciągłość i swoje dobre imię. Uznanie, że także w tej sprawie państwo zdradziło naród, a władza reprezentuje siebie, a nie dumnych Polaków pogłębiane było przez poczucie swoistej paradoksalności sytuacji, że ‒ przez spory czas ‒ państwem polskim wyrzekającym się polityki historycznej kierowało... czterech absolwentów studiów historycznych: premier Tusk ‒ magister historii po Uniwersytecie Gdańskim, marszałek Schetyna ‒ mgr historii po Uniwersytecie Wrocławskim im. Bolesława  Bieruta (jak i niżej podpisany), marszałek Borusewicz ‒ mgr historii na KUL oraz prezydent Komorowski ‒ mgr historii na Uniwersytecie Warszawskim. Trudno się zatem dziwić tej pogłębiającej się obcości Polaków do tak rządzonej III RP.

Polityka międzynarodowa – syndrom ubogiej panny

Jak widać postulat „upodmiotowienia” narodu i „spolonizowania” państwa wynikający z ducha Porozumień Sierpniowych oraz będący rzeczywistym fundamentem strajków w Sierpniu'80 jest ‒ po tych 35 latach ‒ dalej aktualny. Co do wolności związkowych powiem tylko tyle, że pomysły znaczącego ograniczenia roli związków zawodowych w Polsce ‒ choć to w zasadzie eufemizm, bo chodziło o kastrację związków ‒ nie rodziły się w niszowych pisemkach polskich libertarian, lecz w rządzącej od ośmiu lat Platformie Obywatelskiej. Czyż więc i te postulaty straciły blask aktualności? Nie w sensie literalnych zapisów, lecz obszaru wolności, który przez Porozumienia Gdańskie i Szczecińskie został otwarty. Nie, to dalej jest aktualne wyzwanie.

Także, gdy chodzi o sferę, nazwijmy to, obywatelską. W PRL lekceważono wolę obywateli. Niestety, niemal dokładnie to samo dzieje się w III RP. Świadczą o tym liczne przykłady całkowitego, wręcz wyniosłego lekceważenia przez władzę inicjatyw popartych milionami podpisów. Tak było ze sprzeciwem wobec ustawy emerytalnej, tak było również potem z oddolnymi, społecznymi, nie inspirowanymi (choć wspieranymi) przez polityków protestami w kwestii nakazu posłania sześciolatków do szkół czy wreszcie w sprawie tzw. prywatyzacji Lasów Państwowych. Od wszystkich tych inicjatyw władza opędzała się niczym od natrętnej muchy: po pierwszym czytaniu zostały wyrzucane do sejmowego kubła na śmieci. Nawet nie próbowano podjąć próby merytorycznej polemiki z ich autorami w trakcie potencjalnych posiedzeń komisji czy podkomisji sejmowych. Jak widać, także w tym obszarze III Rzeczpospolita weszła w buty Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ale to znowu dowód na to, że dziedzictwo Sierpnia'80 jest żywe, testament polityczny śp. Anny Walentynowicz jest wiecznie żywy.

Bardzo ważną częścią „21 postulatów sierpniowych” była kwestia wolności słowa. I w tym zakresie obecny establishment polityczno-medialny kłania się cieniom PRL. Internet nie istniał jeszcze przed 35 laty, ale intencją Porozumień Sierpniowych, przynajmniej ze strony Niezależnego Samorządowego Związku Zawodowego „Solidarność” nie byłoby na pewno zamykanie stron internetowych krytykujących władzę i zamykanie w areszcie ich autorów. A tak stało się ze stroną „Antykomor.pl” , co niewątpliwie jest jedną z większych hańb rządu PO-PSL. Nie chodzi jednak tylko o ten, nie tyle incydent, co fragment większej całości, ale długotrwałe perypetie sądowe, które przez lata spotykały i wciąż spotykają redaktorów i autorów „Gazety Polskiej” czy szerzej: „Strefy Wolnego Słowa”. Nie zgadzając się z poglądami Grzegorza Brauna, uważam że należy z nimi merytorycznie polemizować, a nie ciągać go po sądach. Miejscem dla wystąpień publicznych największego polskiego poety są pękające w szwach sale uniwersyteckie czy domy kultury, a nie sala sądowa, co spotkało Jarosława Marka Rymkiewicza, którego wyrok skazujący jest kolejnym, jednym z największych wstydów III RP. To, co spotkało dziennikarza Pawła Mitera jest normą w Rosji bywało (bywa?) normą na Białorusi, ale nie może być normą życia publicznego wolnej Polski. I tu władza – każda władza powinna odrobić lekcję z Sierpnia '80.

Konstytucja Republiki Włoskiej mówi o autonomii państwa i Kościoła,ale też ich współpracy. Wolałbym taką formułę w nowej konstytucji RP niż praktykę ostatnich lat, zwłaszcza miesięcy, gdy ze względów utylitarno-wyborczych władza traktuje Kościół i jego postulaty, jak tarczę strzelniczą, a nie jak ważnego partnera w życiu publicznym i istotnego uczestnika debaty o naprawie Rzeczpospolitej.

Wydarzenia Sierpniowe sprzed trzech i pół dekady to nie czytanka dla gimnazjalistów i skrypt dla studentów – to wciąż drogowskaz i wyzwanie. Wolałbym o postulatach Sierpnia '80 mówić w czasie przeszłym dokonanym, ale obecna władza zmusza mnie – i nas – do mówienia o tym w czasie teraźniejszym.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (25.08.2015)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka