Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
370
BLOG

Polacy w Kazachstanie

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 2

Już po raz siódmy – a drugi raz w tym roku ‒ byłem w Kazachstanie. W tym jednym z dziesięciu największych (!) państw świata mieszka bardzo liczna polska mniejszość. A może ściślej: Polacy i ludzie o polskich korzeniach. Ile ich jest? Gdy padał Związek Sowiecki, a Kazachowie „wybijali się na niepodległość”, było ich około 60 tysięcy. Od tego jednak czasu polska populacja zmniejszyła się. Po pierwsze: z przyczyn biologicznych – odchodzi pokolenie poczuwające się do tego, że są Polakami, a nie wszystkie ich wnuki i dzieci o tym jednak chcą pamiętać. Po drugie: część „naszych” wróciła do Polski (skądinąd znacznie mniej niż wrócić chciało i znacznie mniej niż wrócić powinno). Po trzecie: część z „naszych” wyjechała tam, gdzie wyjechać było łatwiej niż do Polski ‒ na Ukrainę, na Białoruś i do... Rosji.

Moskwa działa, Warszawa gada

Tak, ta Rosja to nie omyłka. Leżący niedaleko od dużych polskich skupisk w północnym Kazachstanie rosyjski Omsk – szosą jest to 160-170 kilometrów, ale jadąc przez step przez niefunkcjonującą w tym miejscu granicę ledwie około 90 km (!) ‒ to adres… emigracji zarobkowej naszych rodaków. Tam po prostu znajdują pracę, uzupełniając sporą demograficzną lukę, charakterystyczną w ostatnich dwóch dekadach dla Federacji Rosyjskiej (choć za drugiej prezydentury Putina wskaźniki demograficzne nieco drgnęły w górę, co skądinąd jest związane ze specjalnym programem gwarantującym osobom urodzonym na terenie dawnego ZSRR i poczuwającym się do rosyjskiej tożsamości mieszkania i finanse przez pierwsze pół roku po przyjeździe do Rosji). Obywatele Kazachstanu wychowani w polskich czy, co dość powszechne, częściowo polskich, mieszanych małżeństwach, wszyscy mówią po rosyjsku, a więc nie ma bariery językowej. Skądinąd, co jest bolesnym paradoksem, bariera ta istnieje przy ich powrotach, a przynajmniej przyjazdach do Polski. Jak to należy zmienić? O tym w drugiej części tego tekstu. A swoją drogą rosyjskie uniwersytety na terenach graniczących z Kazachstanem (granica między tymi dwoma państwami jest niesłychanie długa i wynosi 6 846 kilometrów) stosują politykę przyciągania na swoje uczelnie co zdolniejszych polskich studentów czy absolwentów szkół średnich. Opowiadano mi ostatnio o wybitnie uzdolnionym matematyku, który z drugą lokatą dostał się na studia w Kazachstanie, chciał jechać na studia do Polski, ale zbyt słabo znał język – w efekcie natychmiast „podkupił go” uniwersytet w Nowosybirsku. Teraz studiuje w tym mieście, nad którym góruje wielki pomnik Lenina (byłem tam i widziałem to „coś” w 2002 roku).

Sowieci sprzyjali Niemcom, a nie Polakom

Przy okazji apel do wszystkich, którzy piszą o repatriacji z Kazachstanu czy w ogóle o tamtejszej polskiej wspólnocie: nie zarzucajcie tamtejszym naszym rodakom, że nie mówią po polsku! To nie jest ich wina. W Kazachstanie nigdy nie było polskich szkół i była to świadoma polityka Moskwy, która jednocześnie pozwoliła na niemieckie szkolnictwo dla olbrzymiej tamtejszej diaspory germańskiej. Jeśli więc ktoś porównuje Niemców stamtąd i Polaków z kazachskich stepów, to niech pamięta, że nawet to komunistyczne sowieckie szkolnictwo pozwoliło Niemcom przynajmniej na podtrzymanie mowy ojczystej – Polacy takiej szansy od KPZR nie otrzymali. Według polskich szacunków, Polaków w obecnym Kazachstanie jest 47 tysięcy. Jednak oficjalne spisy narodowościowe pomniejszają tę liczbę o paręnaście tysięcy – i podają liczbę 34 tysięcy Polaków. Nie wchodząc, kto jest bliższy prawdy, warto zauważyć, że jest to liczba wciąż bardzo znaczna, nieporównywalnie większa niż liczba wszystkich Polaków z całej Azji Środkowej (dawnej Azji Sowieckiej). „Nasi” w Mongolii, Uzbekistanie, Tadżykistanie, Turkmenistanie i Kirgistanie to społeczność przy najbardziej optymistycznych szacunkach, licząca parę tysięcy osób łącznie.

Czynnikiem, który najbardziej chyba sprzyja utrzymaniu, zachowaniu, a czasem nawet i krzewieniu polskości jest Kościół Katolicki. W diecezji astańskiej (od nazwy stolicy kraju ‒Astany) aż przeszło 90% księży to Polacy. Niemal wszyscy urodzili się w Polce. Reszta to pojedynczy Słowacy, Filipińczyk czy Szwajcar. W tej niebywale rozległej diecezji – od krańca do krańca liczy... 1200 kilometrów – jest 35 polskich księży. Kieruje nią zresztą urodzony w Inowrocławiu (a więc jak Prymasi Polski śp. kardynał Józef Glemp i Wojciech Polak) arcybiskup Tomasz Peta. Przyjechał z Archidiecezji Gnieźnieńskiej, jest tu od 25 lat i przyjął nawet obywatelstwo Kazachstanu.

Gdy Niemcy wyjeżdżali – do RFN wyjechało już w sumie około miliona(!) ‒ Polacy są wciąż tam, gdzie zesłano ich dziadów i ojców. Są dalej. Czasami, zgodne z własną wolą, czasami wbrew niej. Z całą pewnością Rzeczpospolita nie podjęła poważnego wysiłku repatriacyjnego względem ich.

Polski Kościół zastąpił rząd RP

Jak ustalić dokładną liczbę Polaków? Może to być trudne, bo znane są wielokrotne przypadki, gdy naszych rodaków zapisywano – jeszcze, gdy w paszportach była rubryka: narodowość– zapewne świadomie, jako Ukraińców czy Rosjan. W pierwszym przypadku władze czepiały się niewątpliwego faktu, iż ich przodkowie zostali zesłani tutaj z terenu Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Wydaje się, że możemy szacować liczbę Polaków, opierając się na… liczbie katolików w Kazachstanie. Naszych braci w wierze jest tam około 50 tysięcy, w tym wyraźna większość to Polacy. Msze odbywają się po polsku lub po rosyjsku albo i tak i tak, z czego w niektórych parafiach wierni wyraźnie żądają „polskich” mszy, nawet jeśli nie mówią dobrze w języku ojczystym. Ojciec Krzysztof Kicka, chrystusowiec, proboszcz parafii pw. św. Piotra i Pawła w Czkalowie (parafia ma największą liczbę aktywnych wiernych w Azji Środkowej, znajduje się tu też największa polska biblioteka, powstała zresztą za sprawą innego chrystusowca, ojca Krzysztofa Kuryłowicza), pochodzi ze Szczecina, jest tu od 5 lat, sprawia wrażenie szczęśliwego, że pracuje wśród Polaków – choćby i w stepie. Mówi, że nawet jeśli dzieci rozmawiają ze sobą po rosyjsku, to modlą się po polsku. Podkreśla, że – inaczej niż w Rosji, ale to już moje uzupełnienie – władze nie dyskryminują katolików. Na cenzurowanym są natomiast świadkowie Jehowy: ostatnio sąd nakazał deportować polskiego lekarza chirurga, świadka Jehowy.

W zasadzie nie uchowały się na terytorium Kazachstanu kościoły zbudowane przed rewolucją październikową czyli przed 1917 rokiem – poza jednym, w Pietropawłowsku. U schyłku Związku Sowieckiego pobudowano jeden kościół – w 1988 roku w Karagandzie, gdzie po zesłaniach mieszkało i mieszka sporo Polaków. Reszta świątyń i kaplic powstała po upadku ZSRS. Rozmawiamy o prężnej parafii pod wezwaniem św. Abrahama w Szczucinsku, w której mieści się kościół Królowej Rodzin. Kościół, jak i polskość mogą przetrwać czy rozwijać się tylko dzięki aktywności lokalnych liderów. Szczególną rolę odgrywają księża z Polski (jest ich około 35), przybywający tutaj z różnych diecezji na trzyletnie kontrakty z możliwością przedłużenia. Katolicy mocniej podnieśli głowy po pierwszej w historii papiestwa wizycie Ojca Świętego w Kazachstanie. Przed 14 laty przyjechał tu na trzy wrześniowe dni polski papież. Dziś w stolicy Kazachstanu stoi jego pomnik, ale przede wszystkim stoją fundamenty trwałej obecności w tym kraju katolików – głównie Polaków.

Myślę o tym, gdy wychodzę z kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy i spotykam wysokiego, żwawego 84-latka Jana (Iwana) Sawickiego. Opowiada o swoim ojcu rozstrzelanym przez Sowietów w1934 roku. Był jednym z tych, którzy zginęli tylko dlatego, że byli Polakami.

Polityka prezydenta Nazarbajewa w kwestiach wyznaniowych sprowadza się do „pokojowej koegzystencji” rożnych religii. Arcybiskup Tomasz Peta, który mówi, że „moim marzeniem jest zbliżenie dwóch narodów”, podkreśla, że na wszystkie większe uroczystości państwowe jest zapraszany jako przedstawiciel jednej z czterech głównych religii, obok biskupa prawosławnego, rabina i muftiego. Katolików jest w Kazachstanie niespełna 1% (ok. 140 tysięcy), Żydów raptem 6 tysięcy w całym państwie, ale traktowani są z równą atencją, co przedstawiciele milionowych wspólnot muzułmańskich oraz prawosławnych chrześcijan.

Chylę czoła przed naszymi braćmi w polskości w odległym Kazachstanie. A jednocześnie boli mnie, że Państwo Polskie głównie udaje, że zajmuje się repatriacją. Gdy w tym samym czasie państwo rosyjskie, mimo kryzysu, inwestuje w „repatriację” „swoich”, nawet jeśli są to ludzie polskiego pochodzenia. Czas to zmienić.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (05.10.2015)

 

 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka