Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
186
BLOG

Unia, Ukraina, wino i pieniądze

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 2

Byłem na Ukrainie. Nie, tym razem nie byłem w stolicy – choć przecież w Kijowie tylko w czasie Majdanu, od końca listopada do drugiej polowy lutego „meldowałem się” tam aż sześć razy. Teraz byłem niedaleko granicy z Polską. Ziemia Lwowska, Ziemia Samborska. Bo na naszego wschodniego sąsiada warto patrzeć nie tylko, i może nie głównie, przez pryzmat stolicy.

Unia daje - i bierze...

Dramatyczny stan ukraińskich dróg jest podobny do stanu ukraińskiej gospodarki. Ujemny wzrost gospodarczy, dramatyczny spadek produkcji, upadek wielu fabryk i firm, olbrzymie bezrobocie ‒ to sprzyja kilkumilionowej (dosłownie) emigracji. Powodem jest nie tylko zaangażowanie Kijowa w wojnę z Moskwą i co za tym idzie strata bardzo dużego rosyjskiego rynku zbytu. To także oplecenie gospodarki naszego wschodniego sąsiada oligarchiczną pajęczyną powiązań i układów, które są, owszem, korzystne dla najbogatszych ludzi w kraju, ale hamują zdrowy rozwój ekonomii narodowej. Do tego dochodzi gigantyczna, choć trochę mniejsza zapewne, niż kilka lat temu, korupcja.

Co gorsza, perspektywy są kiepskie: produkcja przemysłowa i eksport nie zwiększą się w najbliższym czasie w znaczący sposób, a tracąca do Kijowa cierpliwość Unia Europejska nie jest świętym Mikołajem. Choć przecież cały czas pomaga. Bylem w dyspozytorni „Lvivelektrotrans”, zawiadującej ruchem tramwajów i trolejbusów we Lwowie. UE wraz Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju dali pieniądze na modernizację pamiętających jeszcze sowieckie czasy tramwajów. 124 tramwaje ze średnią wieku 30 lat, choć termin eksploatacji wynosił lat 15 oraz 78 trolejbusów ze średnią funkcjonowania 20 lat, choć powinny być eksploatowane lat 10 ‒ to lwowska flota transportu publicznego. Dodajmy, że z tego nie działa w ogóle 32 tramwaje i 14 trolejbusów. Bank w Londynie (EBOR) skredytował projekt modernizacji tramwajów, wykładając 11 milionów euro, a Bruksela po prostu sprezentowała prawie 2 miliony euro. Takich projektów jest więcej.

Także w małych miejscowościach. Na przykład w Łukach, oddalonych od Lwowa 58 kilometrów, jeszcze w obwodzie lwowskim, ale już w rejonie samborskim (liczy on 900 kilometrów kwadratowych, mieszka w nim 80 tysięcy ludzi) Unia sfinansowała energooszczędną kotłownię, ogrzewającą szkołę i przedszkole. Bylem w tej szkole, zbudowanej w 1961 roku ‒ uczy się w niej 154 dzieci (według źródeł UE, a zdaniem Ukraińców prawie 200 i jeszcze maluchy w przedszkolu), zatrudnia 60 nauczycieli. Poza kotłownią za pieniądze z Brukseli wymieniono 65 okien. Całość kosztowała ponad 300 tysięcy hrywien, z czego połowę wyłożyła Bruksela. Dyrektor szkoły z dumą podkreśla, że dzięki tej inwestycji zaoszczędziła 19 tysięcy metrów sześciennych gazu tylko w jednym sezonie grzewczym. Miejscowi mogą porównać: Zachód finansuje lepsze warunki nauki dla naszych dzieci, a Rosja wypowiada nam wojnę.

Żeby jednak nie było tak słodko, dwie uwagi. Dlaczego owe unijne projekty pilotowane są przez firmy francuskie (jak ten komunikacyjny we Lwowie) czy niemieckie, a nie polskie, skoro jesteśmy sąsiadem Ukrainy, w przeciwieństwie do Paryża i Berlina? Przecież z powodu bycia „pomostem” między Kijowem a Unią mieliśmy na tym korzystać nie tylko politycznie, ale i ekonomicznie... I druga kwestia: powszechnie słyszy się o ukraińskiej korupcji przy wykorzystywaniu środków UE lub też przeznaczaniu ich na potrzeby prywatne, w ogóle nie związane z projektami.

Ukraina promuje… ukraińskie wina

Stolica obwodu lwowskiego prowadzi mądrą politykę inwestycyjną. Na inwestycje przeznacza 2,5 razy więcej środków niż Kijów czy Charków. To przynosi efekty. Miasto liczy 758 tysięcy mieszkańców, z czego pracuje około 300 tysięcy, a kolejnych 120 tysięcy studiuje na aż 27 uniwersytetach. Do Lwowa ostatniego roku przyjechało 2 miliony turystów. To pod ich kątem ‒ nie tylko politycznie ‒ celebrowano 750, a teraz już 760 rocznicę założenia grodu pod znakiem Lwa. Jednak przede wszystkim lwowska metropolia stawia na wykształcenie: rok w rok wypuszcza 30 tysięcy absolwentów wyższych uczelni, z czego 10 tysięcy to inżynierowie, a 4000 to specjaliści IT. Znajdują oni zatrudnienie w 190 firmach IT. Ta branża rozwija się żywiołowo, notując 20-procentowy wzrost w skali rocznej. 58 procent mieszkańców pracuje w sektorze prywatnym, z czego aż 15 tysięcy w branży nowoczesnej technologii, internetu. itp. Koniunkturę nakręca też turystyka: Lwów posiada 88 hoteli i 65 hostele. Liczba turystów rośnie lawinowo. W 2011 roku było ich ledwie 900 tysięcy, w roku „EURO 2012” już 1,4 miliona, w kolejnym już 1,6 miliona, by przez 1,7 miliona w 2014 dojść do progu 2 milionów w ubiegłym roku.

Na oficjalnych przyjęciach we Lwowie podają wyłącznie... ukraińskie wina. Białe i czerwone są z Chersonia i naprawdę są niezłe. Zresztą w hotelu „Leopolis”, gdzie mieszkam, w pokojach są też wystawione wina wyłącznie tutejsze. Kiedy doczekamy czasów, gdy na polskich przyjęciach dyplomatycznych podawać się będzie wina z Podkarpacia i lubuskiego (tylko takie zresztą mamy) ‒ te pierwsze zrobiły furorę na oficjalnej degustacji w Parlamencie Europejskim.

Gdy jako kontroler wydania pieniędzy europejskiego podatnika ‒ z ramienia Komisji Kontroli Budżetu Parlamentu Europejskiego ‒ pojawiłem się we Lwowie i okolicach i zacząłem dociekać, co się dzieje z tą rzeką unijnych środków płynących coraz szerszym nurtem z Brukseli do naszego wschodniego sąsiada, dowiedziałem się rzeczy, o których nie wiedziałem wcześniej jako polityk. Na przykład do głowy mi nie przyszło, że tylko w samym Lwowie jest niebywała liczba 45(sic!) kategorii ludzi zwolnionych z opłat za transport publiczny... Mer Andrij Sadowy, który rządzi tym miastem trzecią kadencję, zapewne boi się ściąć ten niesłychanie rozdęty system ulg ‒ reakcja społeczna byłaby pewnie mocna i dla władzy przykra. Tyle, że chodzi o miliony, miliony hrywien, uciekających z budżetu miasta. Dochodzi do tego inny fakt: blisko połowa transportu w tych okolicach funkcjonuje w szarej strefie! Zatem kolejne miliony znikają z horyzontu lwowskiego budżetu. Rzecz w tym, że Ukraińcy sami muszą z tym zrobić porządek, nie czekając na Unię. Bruksela bywa świętym Mikołajem czy „Dziadkiem Mrozem”, jak kto woli, ale stałe obsadzanie jej w tej roli jest ryzykowne. Grozi tym, że coraz częściej może się do Ukrainy odwracać plecami. Zwłaszcza, że do tego kusi ją Moskwa. Nasi sąsiedzi ‒ i oligarchowie i bohaterowie Majdanu ‒ muszą to zrozumieć.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (23.05.2016)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka