Brexit to bardzo zła wiadomość dla Polski: z Unii wychodzi – nie od razu, to proces, który potrwa dwa lata – państwo najbardziej realistycznie patrzące na Moskwę spośród czterech największych krajów UE (znacznie bardziej niż Niemcy, Francja czy Włochy). To oczywiste, że Unia bez Londynu będzie słabsza w relacjach ze światem, z USA, Chinami, ale‒co mnie najbardziej interesuje jako polskiego polityka – także z Rosją. W praktyce może to oznaczać np., że podjęta w tym tygodniu decyzja o przedłużeniu sankcji wobec Moskwy będzie ostatnią taką decyzją UE i od stycznia 2017 sankcje te będą zniesione albo w najlepszym wypadku zawieszone czy ograniczone.
Brexit to także zmiana geografii politycznej w samej Unii Europejskiej: Unia bez Londynu, to Unia z większą rolą tandemu Berlin-Paryż, co w politycznej praktyce przy słabości‒prawdopodobnie kończącego swoją karierę jako prezydenta‒Francoisa Hollande'a, oznacza wprost możliwość większej dominacji Niemiec.
Konsekwencje polityczne i geopolityczne Brexitu będą zapewne większe niż ekonomiczne. Tu raczej żaden kataklizm nie nastąpi. Choć oczywiście będzie to „randka w ciemno”, bo nie wiemy jakie warunki wynegocjuje z Brukselą Zjednoczone Królestwo odnośnie gospodarczego „życia po życiu”, po Brexicie.
*komentarz ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (25.06.2016)