Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
177
BLOG

Brexit i geopolityka

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Brexit Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Sytuacja geopolityczna w Europie (głównie, choć nie tylko w niej) po brytyjskiej decyzji „out of EU” zmieni się wyraźnie. Jeżeli miałbym to określić jednym zdaniem, to byłoby to tak: osłabienie Unii Europejskiej jako takiej, osłabienie euroatlantyckiego wymiaru UE, zmniejszenie geopolitycznego (niekoniecznie ekonomicznego – bo to przecież jeszcze nie wiadomo) znaczenia Londynu, pewien wzrost roli Rosji, poszerzenie możliwości tendencji odśrodkowych, wreszcie zwiększenie roli innych nowych dużych państw Unii, a szczególnie Niemiec.

Co dalej z sankcjami?

Pewne jest, że Brexit zmieni geopolityczną mapę Europy, bo trzy największe spośród 27 pozostałych po wyjściu Wielkiej Brytanii państw członkowskich Unii Europejskiej są znacznie bardziej otwarte na „argumenty” Rosji niż był i jest Londyn. Zapewne rosyjscy eksperci umieścili portfolio dotyczące Zjednoczonego Królestwa w szufladzie z napisem „kraj wrogi Rosji”, a w najlepszym wypadku „kraj niechętny Rosji”. W tym samym czasie Niemcy, Francja i Włochy umieszczane są w zupełnie innej szufladzie z napisem „kraj przyjazny Federacji Rosyjskiej”, którą co najwyżej można zamienić na inną: „kraj życzliwie neutralny wobec Rosji”. To metafora, ale pokazująca, że UE bez Londynu to Europa, mówiąc skrótem, bardziej prorosyjska. To nie tylko teoretyczne rozważania, bo przecież już za niespełna pół roku, w grudniu 2016, Unia będzie rozstrzygać co dalej z sankcjami nałożonymi na Moskwę. Bez Wielkiej Brytanii, nawet jeśli do tego czasu państwo to formalnie będzie jeszcze w UE, ale faktycznie już bez podstawowego wpływu – będzie skrajnie trudne utrzymanie sankcji wobec Kremla. Dzięki Brexitowi lobby prorosyjskie uzyskało mocne karty do ręki w grze już nawet nie o ograniczenie, ale o zawieszenie sankcji czy wręcz rezygnację z nich.

Zachowanie elit UE tylko wzmaga eurosceptycyzm

Takie będą skutki Brexitu, tylko, że najpierw musi on formalnie nastąpić. Na razie widać, że rząd Partii Konserwatywnej nie będzie wcale śpieszył się ze złożeniem formalnego wniosku o wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z Unii. Tak wynika z wypowiedzi nowego ministra spraw zagranicznych Borisa Johnsona, ale także nowego lokatora 10, Downing Street, pierwszej po Margaret Thatcher kobiecie-premier, czyli umiarkowanej przeciwniczki (!) Brexitu, przez dwie kadencje sprawującej funkcję ministra spraw wewnętrznych w rządzie Camerona ‒ Theresy May. Ona tym bardziej nie będzie się śpieszyła z realizacją idei, za którą osobiście nie była – czyli wyprowadzenia Londynu z Unii. To może denerwować „Tercet Egzotyczny” w składzie Juncker-Schulz-Tusk, który chce wykopać Brytyjczyków z europejskiego boiska jak najszybciej, skoro sami Wyspiarze nie chcieli pławić się w tym eurodobrodziejstwie, ale będzie zgodnie nie tylko z interesami Wielkiej Brytanii, jak również zwykłej, normalnej wymiany handlowej, przepływem usług i towarów między Wyspami Brytyjskimi a 27 pozostałymi członkami UE. W interesie ekonomicznym Starego Kontynentu jest, aby ów brytyjski rozwód z Brukselą odbywał się łagodnie, bez awantur, pretensji, emocjonalnych żali i robienia sobie na złość. Ale ideolodzy pogłębionej integracji patrzą na to inaczej. Szefowie Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej (szczególnie dwóch pierwszych, ale ten trzeci będzie i tak śpiewał z nimi w jednym chórze) chcą spuścić Brytyjczykom medialne lanie nie tyle w ramach rewanżu za Brexit, ale jako przestrogę dla innych krajów, które ośmieliły się pójść tropem Londynu.

Dosłownie kilkanaście godzin przed napisaniem tego tekstu rozmawiałem z ważnym brytyjskim konserwatystą (zdecydowany zwolennik Brexitu) który mówił wprost, że następne w kolejce do wyjścia są Irlandia oraz Królestwo Danii i wtedy projekt UE definitywnie się posypie. Podkreślam to, ponieważ faktycznie Republika Irlandii będąca wyspą, a w związku z tym mająca podobną sytuację jak Zjednoczone Królestwo , może przynajmniej w teorii rozważać taki scenariusz. W Danii natomiast nastroje eurosceptyczne wzrastają szybko wraz z jeszcze szybciej wzrastającymi nastrojami antyimigracyjnymi. Zbitka pojęciowa: islamscy imigranci, otwarcie drzwi przez Merkel, bezczynność i bezmyślność UE spowodowała tam w dużej mierze wygranie referendum w grudniu 2015 przez przeciwników imigracji, podkreślających swoją nieufność do Brukseli. Przypominam o tym, bo zwykle wymieniało się inne kraje (Francja i Holandia) w kontekście wyjścia z Unii. Tymczasem ta teoretyczna paleta wydaje się być szersza i nie ograniczać wyłącznie do krajów, które, przypomnę, odrzuciły w krajowych referendach w 2005 roku tzw. Traktat Konstytucyjny.

Wracając wszak do procedury wychodzenia z UE, do brytyjskiej drogi „out of EU”, to już widać, że Londyn, nawet naciskany kolanem przez unijne elity do szybkiego zabrania zabawek, nie chce tego za prędko czynić i przygotowuje się do żmudnych, szczegółowych negocjacji co do warunków współpracy ekonomicznej – i nie tylko ‒ z UE. Tyle, że nowy brytyjski premier może na przykład rozpisać przyśpieszone wybory – choć nie wydaje mi się dziś to specjalnie prawdopodobnym wariantem. W takim scenariuszu odbyłyby się one w przyszłym roku. Nowy rząd mający równie silny ‒ jak czerwcowy referendalny ‒ mandat demokratyczny, mógłby w nowej sytuacji wrócić do idei „referendum powrotnego”. Bardziej prawdopodobny scenariusz – choć dziś w elitach władzy w Londynie nikt o tym głośno nie powie – to poddanie za na przykład dwa lata (Grenlandia wychodziła z Unii trzy!) wynegocjowanego porozumienia między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską pod referendum. Gdyby owe porozumienie zostało przez Brytyjczyków odrzucone, wówczas byłby to pretekst do właśnie „referendum powrotnego” lub kolejnych negocjacji reakcesyjnych. Z korzyścią dla Wielkiej Brytanii, Polski i całej Europy – choć zapewne przy sprzeciwie ideologów europejskiego superpaństwa, którzy z Wielką Brytanią (a przecież i z Polską) mieliby duży problem.

*tekst ukazał się w  "Gazecie Polskiej" (03.08.2016)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka