Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
380
BLOG

Celebrytów z USA odlot na Jowisza

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 12

„Lecz choćby przyszło tysiąc atletów, / I każdy zjadłby tysiąc kotletów, / I każdy nie wiem jak się wytężał, / To nie udźwigną, taki to ciężar.” Lokomotywa Juliana Tuwima przypomniała mi się, gdy obserwowałem ostatnią kampanię prezydencką w USA. Była ona żywym zaprzeczeniem łacińskiej maksymy „nec Hercules contra plures”. Donald Hercules Trump może nie był sam (okazało się, że poparła go miażdżąca większość Amerykanów), ale „plures” czyli tłumy tzw. celebrytów, znanych z tego, że są znani, albo i nawet dobrych aktorów czy piosenkarzy, ale kompletnie nie kapujących o co chodzi w polityce i oderwanych od życia przeciętego Johna Smitha uznało, że trzeba poprzeć Hilary Clinton, byle, Boże broń, nie wygrał ten okropny Trump.

Zdaje się, że pospolite ruszenie, artystów i pseudoartystów amerykańskich było jeszcze większe niż adekwatne wzmożenie tych środowisk w Polsce. Zdaje się, że po prostu „wypadało” być za Hilary i przeciw DJT i, jak się taki aktor czy śpiewak nie zobaczył na liście „popieraczy” kandydatki Demokratów, to musiał pomyśleć czy albo już nie żyje albo nie jest ważny. W Polsce publikowano kilka nazwisk ludzi i świata kultury (i nazwy kilku zespołów) zarażonych antytrumpową wścieklizną. Na tej liście byli The Rolling Stones i Aerosmith, ale też piosenkarki Adele, Shakira oraz Ricky Martin. Brytyjka Adele nawet śpiewała dla Hilary. Cóż, wielki talent, mały rozumek. Ale lista „utrwalaczy” władzy Demokratów była znacznie dłuższa. Był na niej niezawodny George Clooney, który co 4 lata zawsze jest przeciwko Republikanom, obojętnie kim jest kandydat amerykańskiej prawicy (żona Georga Clooneya też była) Na Trumpa bluzgał Robert De Niro i tania skandalistka Kim Kardashian. Jane Fonda, jeszcze nie zapomniała jak się nazywa – nie zapomniała też poprzeć „Hilarię”. Lubię Dustina Hoffmana i Matta Damona – a okazało się, że oni nie lubią Donalda Johna, za to uwielbiają Hilary Dianę. Niczym podczas musztry na placu koszarowym za rządami prawa, etc. opowiedziały się Cher i Beyonce. Był też mistrz mody Karl Lagerfeld, ale też kolejny skandalista Larry Flynt, przy którym skandalista Donald Trump to prawdziwy skaut ‒ a założyciel pornograficznego „Hustlera” (obroty już tylko 150 mln „zielonych” rocznie) poparł Clinton, bo doskonale wyczuł, że to ona jest wyrazicielką amerykańskiej odmiany hasła „róbta, co chceta”). Zdobywczyni Złotego Globu za rolę w filmie „Szare ogrody” Drew Barrymore starczyło szarych komórek na tyle, żeby też poprzeć Clinton. Tak to jest, jak aktorką zostaje się w wieku trzech lat. Choć prawdę mówiąc pierwszy raz pojawiła się na reklamach, gdy miała 11 miesięcy i było to w reklamie... jedzenia dla psów. Gdy miała 20 lat, dostała od Spielberga kocyk z napisem „Przykryj się”, co było aluzją do zbyt nadmiernego rozbierania się przy mediach. Może dać jej nowy kocyk z napisem: „Pomyśl”?

Clinton karnie poparli również Meg Ryan (jaka szkoda), Salma Hayek, Tom Hanks (tym razem bez prostytutki), Britney Spears (wart Pac pałaca...) i legendarny koszykarz Kareem- Abdul Jabbar – ten ostatni tym razem przestrzelił (tak, jak inny proclintonowski koszykarz Magic Johnson). W orszaku politycznej poprawności pojawił również raper 50 Cent, aktorka Anne Hathaway, a także kolejny Brytyjczyk ‒ Sting. Rzecz jasne odhaczył się też Steven Spielberg, John Bon Jovi, a także symbol seksu, ale politycznie aseksualna ‒ Jennifer Lopez. Był też Leonardo di Caprio, porzucony przez polską dziewczynę z Florydy, ale również – i też szkoda – Ben Affleck, skądinąd od dawna manifestujący poparcie dla Demokratów oraz Richard Gere. Ciocia Barbara Streisand też dołączyła. Kolejni aktorzy w tym czarno-białym filmie to Morgan Freeman i Michael Douglas. W przypadku Seana Penna tym razem nie było żadnej „Niespodzianki (z Szanghaju)” i choć już dawno rozwiódł się z Madonną, to jak zawsze naszczekał na Republikanów. „Hilarię” poparł też sir (!) Elton John.

Niektóre gwiazdki i meteory deklarowały, że jeżeli Trump wygra wybory, wyjadą do Kanady, Hiszpanii czy polecą na Jowisza. Cóż, biedny Jowisz.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (16.11.2016)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka