Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
690
BLOG

Kulisy gry o szefa RE

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 22


Jakie były kulisy ponownego wyboru Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej? Nie było to wcale takie oczywiste zwłaszcza w zeszłym roku, gdy dotychczasowe ciepłe relacje z Angelą Merkel zostały wyparte przez wyraźny chłód Frau Kanzlerin wobec szefa RE. Być może panią kanclerz irytowało przenoszenie na europejski grunt platformerskiej normy, którą Tusk grał przez lata w Polsce: „dla każdego coś miłego”. Spotykając się z liderami różnych państw, Tusk obiecywał wszystkim wszystko, co musiało irytować pragmatyczną Niemkę. Pierwsze sygnały sceptycyzmu wobec Tuska, jeszcze nieoficjalnego, pojawiły się w połowie zeszłego roku, kiedy podczas bilateralnych spotkań jej doradcy zaczęli mówić o Tusku ze wzrastającym dystansem. Kolejna fala to wrzesień 2016 i oceniony przez stronę niemiecką jako fatalnie przygotowany szczyt Rady Europejskiej w Bratysławie, za który w całości odpowiadał właśnie Tusk. W międzyczasie w Berlinie zaczęto przygotowywać wewnątrzniemiecki układ polityczny z istotnymi wszakże konsekwencjami międzynarodowymi. Częścią tego planu przyjętego przez die Grosse KoalitzionWielką Koalicję czyli CDU-CSU-SPD był wybór na prezydenta Niemiec dotychczasowego szefa MSZ, polityka lewicy Franka-Waltera Steinmeiera. Ustępstwo Merkel wobec socjaldemokratów miało zostać skwitowane wyborem dotychczasowego szefa frakcji chadeków w PE – Manfreda Webera. To z kolei miało być sprytnym zagraniem kanclerz Merkel w kontekście rozgrywek wewnątrz własnej formacji. Chodziło o wyimpasowanie bardzo krytycznego wobec Merkel premiera Bawarii, szefa CSU Horsta Seehofera, zaciekle atakującego liderkę CDU za jej, skądinąd, horrendalne błędy w polityce imigracyjnej. Postawienie na „młodego wilka” Webera i wzrost jego pozycji w bawarskiej odpowiedniczce CDU miało osłabić wpływy „starego lisa” Seehofera. Ale ten misterny, wewnątrz własnego obozu i w ramach koalicji rządowej, plan załamał się, bo w PE socjaliści zerwali koalicję z chadekami, a Weber przestraszył się porażki z przywódcą socjaldemokratów kandydującym na szefa PE Włochem Giannim Pittellą. Porażka taka mogłaby przekreślić zarówno pozycję 41-letniego Niemca we własnej frakcji chadeckiej, jak i też jego plany, aby w 2019 roku zostać pierwszym po przeszło półwieczu niemieckim przewodniczącym Komisji Europejskiej. Skądinąd potencjalnej porażce Webera służyć mogły autentycznie sceptyczne wobec Teutonów nastroje w parlamencie w Brukseli i Strasburgu. Wynikały one, poza postępującą dominacją Berlina w jednoczącej się Europie, także z faktu, że w ciągu ostatnich 10 lat i czterech 2,5-letnich kadencji na stanowisku szefa Parlamentu Europejskiego przez 7,5 roku sprawował ją Niemiec: najpierw w latach 2007-2009 Hans Gert Poettering z CDU, a potem w latach 2012-2014 i 2014-2017 Martin Schulz z SPD. No i MEP's (angielski skrót oznaczający posłów do PE) mieli dość...


Wracając do planu uzgodnionego przez kanclerz Merkel i Siegmara Gabriela (wtedy jeszcze ministra gospodarki, a teraz w spadku po Steinameierze, szefa MSZ), to bardzo istotnym elementem tego wewnątrzniemieckiego
dealu miała być nominacja niemieckojęzycznego (w sensie native speaker) przewodniczącego Rady Europejskiej. Skoro bowiem szefem europarlamentu miał zostać w miejsce socjalisty chadek, to miała nastąpić zamiana właśnie na „stołku numer jeden” w RE. Chadeka miał zastąpić dwukrotny lewicowy kanclerz Austrii Werner Faymann. Ale die Grosse Koalitzion w PE szlag trafił i Weber oraz Faymann obeszli się smakiem. To, co w listopadzie i jeszcze na początku grudnia jawiło się jako pewnik, już przed świętami Bożego Narodzenia sprawiało wrażenie śniętego, przedbożonarodzeniowego karpia.

I nagle ten, który wydawało się, że jest już poza grą – Tusk – wrócił do gry. I stał się od razu najwygodniejszym kandydatem: brak własnej wizji i programu zapewniał, ze będzie przekazicielem cudzej wizji. A jego stanowisko w sprawie największego bólu głowy Frau Kanzlerin: polityki imigracyjnej było w zasadzie kopią, z niewielkimi, PR-owskimi korektami tego, co wymyśliła Angela na berlińskich włościach.

Dlatego też uśmiechałem się, gdy mówiono (a czasem: wrzeszczano), że walka dwóch polskich kandydatów zaowocuje wyborem trzeciego – cudzoziemca, prawdopodobnie socjalisty. Wiedziałem, że to mission impossible. Kanclerz Merkel w sytuacji sondaży „na styk” z Schulzem nie mogła sobie pozwolić na lewicowego szefa RE. Paradoksalnie, powrót Schulza do polityki RFN i rozpad „Wielkiej Koalicji” w PE w Brukseli był dla PDT jak trafienie szóstki w totolotka...


*test ukazał się w tygodniku "Wprost" (13.03.2017)



historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka