Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
102
BLOG

Trzeba podyskutować o bezpieczeństwie

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Żużel Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Na zdecydowane sugestie ze strony moich czytelników, najwyraźniej kibiców sportowych (a w szczególności fanów „czarnego sportu”) pozwalam sobie opublikować w tym miejscu wywiad, który redaktor Bartosz Czekański przeprowadził niedawno dla „Tygodnika Żużlowego”.

 

Rozmowa z Ryszardem Czarneckim – wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, patronem SEC-u, IMŚJ, meczów reprezentacji Polski i członkiem komitetu honorowego GP w Toruniu.

Ostatnio był pan naocznym świadkiem dwóch żużlowych dramatów. W Toruniu kraksa Jasona Doyle'a i jego koniec marzeń o tytule IMŚ 2016, a dzień później w Gdańsku wykluczenie naszego Krystiana Pieszczka i utrata szans na juniorską koronę.

To prawda. Zdarzyło się na Motoarenie, że Australijczyk, który wygrał w tym roku już cztery turnieje GP, w tym trzy pod rząd, a to wielki wyczyn, który w tym cyklu już dawno się nie zdarzył, wywrócił się nie z własnej winy i doznał poważnej kontuzji. Mam nadzieję, że ten przykry wypadek uruchomi kolejną dyskusję na temat bezpieczeństwa zawodników w speedwayu. Chodzi mi tu m.in. o bandy dmuchane, które miały być udoskonalone. Często bowiem się zdarza, ze najpierw uderza w nie motocykl, a te wtedy unoszą się do góry i pod sobą przepuszczają sunącego dołem żużlowca. Ten z kolei rozbija się o drewnianą, twardą bandę. Miano coś z tym zrobić i powinno to się stać ja najszybciej, by tzw. dmuchawce były bezpieczniejsze. Z kolei, jeśli chodzi o Gdańsk, to myślę, że nasz jakże dzielny Krystian Pieszczek nie przegrał złota w półfinałowym wyścigu w Gdańsku, tylko wcześniej w Pardubicach. Tam między innymi miał defekt motocykla na prowadzeniu. Gdyby nie stracone punkty w Czechach, to miałby lepszą pozycję wyjściową i na stadionie Wybrzeża nie musiałby tak desperacko gonić w półfinale prowadzącego zawodnika (przed tym wyścigiem tracił do lidera cyklu dwa punkty). Do samego awansu wystarczyłoby mu przecież drugie miejsce w tym biegu, ale on musiał nadrobić stratę do Australijczyka Maksa Fricke, by potem liczyć na wygraną z nim w finale i ewentualnie w biegu dodatkowym IMŚJ.

Tak więc polskiemu zawodnikowi nie udało się wygrać w Toruniu ani w Gdańsku, choć podium było.

To nie moja wina. Widzę jednak postęp. W tegorocznej IMEJ nie mieliśmy medalisty, natomiast w IMŚJ Krystian Pieszczek wywalczył srebro. Kiedy wcześniej obserwowałem GP na Stadionie Narodowym w Warszawie, to żaden z naszych zawodników nie awansował do finału, a w Toruniu Bartosz Zmarzlik był trzeci. Czyli powtarzam: jest postęp!

Czy nie boi się pan, że po tym, jak wiek juniora kończą w tym sezonie Krystian Pieszczek, Paweł Przedpełski, Bartosz Zmarzlik oraz inni, to w konkurencji młodzieżowej będziemy słabi, a np. tacy Australijczycy rosną w siłę?

A dlaczego tak ma się stać? Przecież w odwodzie mamy choćby Maksa Drabika, lecz nie tylko jego. Jedni przechodzą do grona seniorów, lecz w ich miejsce pojawiają się kolejne talenty, w które obfituje polski żużel. Czy następcy Zmarzlika czy Pieszczka dostaną teraz szansę, żeby błysnąć i objeździć się w najważniejszych imprezach juniorskich. Poinformowano mnie, że spółka Ekstraliga podobno ma propozycję, aby niższe ligi jeździły w sobotę, tak by młodzieżowcy z najwyższej klasy rozgrywkowej także mogli startować w tych meczach i nabywać doświadczenia. Z pewnością warto rozważyć te propozycje i zastanowić się nad nią.

Jaka była atmosfera na GP w Toruniu i na finale IMŚJ w Gdańsku i jak się panu podoba Motoarena?

Przypomnę, że byłem jednym z niemal 18 tysięcy widzów (komplet), nie tylko Polaków, na fantastycznym, historycznym, inauguracyjnym turnieju GP na Motoarenie w Toruniu w 2010 roku, gdzie całe podium zajęli nasi żużlowcy. Ten obiekt, choć mniejszy, kształtem trybun i pod innymi względami przypomina mi Millennium stadium w Cardiff. Takie odnoszę wrażenie, no już np. nasz wspaniały Stadion Narodowy w Warszawie do obiektu w Walii nie jest podobny. W Toruniu przed zawodami widziałem w rękach wielu ludzi karteczki z napisem „kupię bilet”, a zwykle spotyka się ogłoszenia „sprzedam wejściówkę”. Na GP na „Narodowym” w stolicy trybuny też były wypełnione. Z kolei w Gdańsku na IMŚJ frekwencja widzów nie przekraczała nawet dwóch tysięcy. Tak samo na wcześniejszym PGE IMME. Smutne. A w zeszłym roku na inauguracyjny mecz miejscowego Wybrzeża Gdańsk w II lidze przyszło około pięciu tysięcy kibiców! Sporo. Trzeba więc to przeanalizować. Być może w Polsce organizujmy zbyt wiele międzynarodowych imprez żużlowych dużego formatu? Może kibice odczuwają już ich przesyt? Dwa finałowe turnieje SEC w naszym kraju? Słyszałem o takich planach. Rozumiem ośrodki, które chcą gościć u siebie prestiżowe międzynarodowe zawody żużlowe, gdyż te ściągają pieniądze dla miejscowych klubów, poza tym jest to reklama dla miasta. To ważne. Myślę jednak, że trzeba z tym uważać, by nie zabić u nas głodu żużla z najwyższej półki i nie przegrzać koniunktury.

Taki paradoks: Putin wpisał pana na czarną listę i nie wpuszcza do Rosji, a w Gdańsku przyszło panu wręczyć nagrodę Rosjaninowi Kułakowowi za zwycięstwo w ostatnim finałowym turnieju IMŚJ

Hm, już żartowałem z sympatyczną i dynamiczną organizacyjną ekipą One Sport, że w Togliatti na SEC musiałem wysłuchać hymnu rosyjskiego po wygranej Griszy Łaguty, a teraz powtórzyło się to w Gdańsku. Mnie się natomiast marzyło, by posłuchać i zaśpiewać „Mazurka Dąbrowskiego” po ewentualnym zwycięstwie naszego Pieszczka. Nie udało się.

Na koniec, jako byłego prezesa i wiceprezesa, prosiłbym o komentarz na temat czwartego miejsca WTS Betardu Sparty w Ekstralidze, postawy Macieja Janowskiego oraz rozstania z tym klubem menedżera Pitra Barona i jego przejścia do Unii Leszno.

Postawa WTS Betardu Sparty była świetna. Drużyna ta awansowała do play-offów bez własnego stadionu i przez długi czas bez swego czołowego juniora Drabika. A np. Unia Leszno wylądowała na miejscu barażowym. Wydawało się, że to może być sezon Maćka Janowskiego. Tak się nie stało, lecz ja wciąż w niego wierzę, że jest ambitny oraz utalentowany, a wielka przyszłość i sukcesy wciąż przed nim. W tym roku się nie udało, uda się w następnym. Piotra Barona spotkałem niedawno na Grand Prix w Toruniu, gdzie przebywał już w towarzystwie sponsorów leszczyńskiego klubu. Lubiłem Piotra Barona jako zawodnika i szanuję jako trenera. Ot,i cały mój komentarz.

 

 

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport