Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
896
BLOG

Puste krzesła i nerwy Junckera

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Przy wejściu do budynku Parlamentu Europejskiego w Strasburgu są bramki do wykrywania metalu, ale nie ma alkomatu.


Podczas podsumowania prezydencji Malty w UE szef Komisji Europejskiej, Luksemburczyk Jean Claude-Juncker ryczał, że PE jest „bardzo śmieszny” i jego noga tu nigdy więcej nie postanie. Gwoli ścisłości Malta liczy 450 tysięcy mieszkańców, a Wielkie (sic!) Królestwo Luksemburga około 600 tysięcy. To tak informacyjnie. Dobrze, że Juncker nie zdjął buta, jak Nikita Chruszczow, sowiecki gensek, w ONZ i nie walił nim o pulpit. On walił „tylko” ręką. Bez podtekstów. W mikrofon. Przewodniczący europarlamentu Włoch Antonio Tajani zaprzeczył Junckerowi, stwierdzając, że „nie jesteśmy bardzo śmieszni” albo „jesteśmy bardzo nieśmieszni”, czy jakoś tak. I tak mało kto to słyszał, bo mało kto był obecny o dziewiątej rano na sali europarlamentu. I co tak wściekło Junckera – tego samego, któremu ostatnio marynarkę pomagał zakładać Tusk i tego samego, co tak wylewnie usiłował witać się z papieżem Franciszkiem. Skądinąd Tuskowi dobrze wychodzi podawanie marynarek, to jest jakiś trop, co do jego przyszłości zawodowej. Jego Świątobliwość ma fatalnych doradców, którzy nie powiedzieli mu, iż w Luksemburgu od wieków politycy z papieżami witają się „na misia”... Żarty na bok. Choć z tym wrzaskiem szefa Komisji Europejskiej to nie żart. Przejdźmy do spraw śmiertelnie poważnych. W budynkach PE, w Strasburgu i Brukseli, od wielu miesięcy nie ma ciepłej wody. Ściema? Oficjalnie: panuje epidemia legionelli. Nie wiem co to jest, ale brzmi niemal tak groźnie, jak Legia Cudzoziemska. W gruncie rzeczy, nazwa bierze się właśnie od owejLegii, bo z udziałem jej żołnierzy owa choroba się rozprzestrzeniła. Zatem bakterie opanowały obie stolice europarlamentu, ale jakimś dziwnym trafem nie zagnieździły się w Luksemburgu, gdzie europosłowie nie pracują, za to funkcjonują tysiące urzędników zajmujących głównie finansami i administracją PE.


Skoro znów jesteśmy przy Luksemburgu, to pozdrowienia dla pana Junckera! Piję jego zdrowie, wznosząc toast: „cyk, brzask w Pińczowie dnieje!”. Mam nadzieję, że monsiuer Juncker doceni ten staropolski toast, który skądinąd wznoszono pod koniec biesiad, gdy na Kresach Rzeczpospolitej wstawał świt.


Pora wreszcie objawić kiepściutką frekwencję na wystąpieniach młodego premiera Malty. Otóż, przed miesiącem po raz pierwszy w historii europarlamentu zdarzyło się, że nie było podczas obrad przedstawicieli prezydencji kraju, który ją sprawował. Maltańczyków zastąpili Estończycy (ich prezydencja właśnie się zaczęła). Powód? Na Malcie była kampania wyborcza... No, to europosłowie się zemścili. Skądinąd wszyscy widzieli, że faktycznie kierownicę prezydencji dzierżyli z tylnego rzędu Niemcy, a nie La Veletta.


A Juncker toczył pianę, bo sam ma kompleksy, że pochodzi z maleńkiego państwa. A jego kompleksy to nie nasz ból głowy.



*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (12.07.2017)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka